~~*~~
Naruto
wyszedł z zarośli, klnąc pod nosem na osobę Sasuke. Nienawidził tego dupka,
perfekcyjnego, zadufanego w sobie rycerzyka. Co on sobie myślał? Wściekał się
na niego, dobierał do jego portek, a potem go zostawiał samego sobie w środku jakiś
gąszczy! A pomyśleć, że jeszcze chwilę temu miał dobry humor. Tak, pomyśleć, że
mogło się to skończyć całkiem inaczej… przyjemniej.
- Szlag by
Cię Uchiha… - warknął, podtrzymując płowy płaszczu i wyłaniając się całkowicie
zza drzewa. – O czym ja myślę? – prychnął, rozglądając się po obozowisku, gdzie
jego towarzysze zajadali się kanapkami i upijali się jakimś dziwnym, elfickim
specyfikiem przy słabo tlącym się ognisku. Wszyscy byli ledwo przytomni, mimo
wschodzącego słońca, które dokuczliwie raziło ich w oczy. Było już jasno,
promienie oświetlały miejsce noclegu, pozwalając Naruto na zlustrowanie swoich
kompanów uważnym wzrokiem. Zatrzymał się spojrzeniem na swoim rycerzu i skrzywił
się z lekka – żebyś się udławił Sasuke – burknął pod nosem.
- Życzysz
mojemu bratu śmierci? – podskoczył na dźwięk głosu mężczyzny, który stał za
jego plecami. Nie spodziewał się tak sprytnej, zaskakującej taktyki jak zajście
jego wspaniałej, królewskiej mości od tyłu. Oczywiście Sasuke często to robił,
a jego brat w tej sprawie niczym widocznie się nie różnił. Spojrzał z przekąsem
na twarz Itachiego, który uśmiechał się do niego wrednie. Nie cierpiał tego
typu uśmiechów. – Czy wy zawsze musicie brać mnie od tyłu? – wymamrotał,
spoglądając na mężczyznę z naprzeciwka z oburzeniem w oczach, mając nadzieję,
że osobnik przed nim okaże jakąkolwiek skruchę. Niestety, na nic były jego
taktyki oczne czy też gałkowe, jak ktokolwiek woli. Uśmiech Itachiego stał się
jeszcze wredniejszy, o ile było to możliwe. Starszy Uchiha nic nie robiąc sobie
z karcącego spojrzenia księcia podszedł do niego bliżej i pochylił się do jego
ucha.
- A co?
Wolisz być brany od przodu? – wymruczał niemal erotycznie, muskając ciepłym
powietrzem szyję Naruto. Dreszcz wstrząsnął ciałem blondyna. Z trudem przełknął
ślinę, usłyszawszy łóżkowy ton brata Sasuke. Zagryzł desperacko usta, żeby nie
westchnąć z przyjemności, jaką sprawiała mu bliskość drugiej osoby. I do tego
jego szyja, jego najczulszy punkt! Jeszcze chwila i znów by był podniecony. I
przez kogo? Pieprzeni Uchiha! – Lepiej, choć coś zjeść księciunio, bo zaraz
ruszamy – po chwili powiedział już całkowicie normalnie i ominął zaskoczoną
osobę księcia. Naruto zamknął usta z wrażenia, które jeszcze przed chwilą były
otwarte niczym u świątecznego karpia i mruknął coś pod nosem, idąc za
długowłosym, seksownym i wrednym mężczyzną. Czy oni wszyscy muszą tak kręcić
dupą? Blondyn naprawdę zaczynał nienawidzić braci Uchiha.
Z niemrawą
miną usiadł w siadzie tureckim przy towarzyszach i sięgnął po przedostatnią kanapkę.
Ugryzł łapczywie mały kawałek, wyciągając mięso z pomiędzy dwóch kromek chleba,
które desperacko próbowało ukryć się przed jego śnieżnobiałymi, zachłannymi
zębami. Oczywiście kanapka nie mogła równać się z ramenem, ale pomimo to,
kawałek chleba i mięso przeżuwał bardzo wolno. Z niemal namacalną czcią, jakby
to była ostatnia wieczerza w jego życiu.
- Co tak
długo robiłeś w krzakach? Trawa Cię przerosła i zgubiłeś drogę powrotną? –
odezwał się złośliwie Sasuke, który obserwował blondyna z kpiącym uśmieszkiem
na twarzy. Nie mógł sobie odpuścić dręczenia księcia, który posłał mu groźne
spojrzenie, a chwilę później uraczył go środkowym palcem, dając mu delikatnie
znać, żeby się odpieprzył. Taki był Naruto. Niedojrzały i pełen niespodzianek.
Głośny i irytujący, ale zarazem uśmiechnięty i towarzyski. No może nie w chwili
obecnej, ale nie dało się go nie lubić.
Sai parsknął
śmiechem widząc środkowy palec blondyna skierowany w stronę Sasuke. Bawiło go
oburzenie przyjaciela, który bezceremonialne okazywał swoją niechęć wobec
Uchihy z samego rana. Znał dobrze Naruto i wiedział, że ci dwoje to mieszanka
wybuchowa, istne przeciwieństwa, które się przyciągają. Sam był podobny do
Uchihy pod wieloma względami. Był przystojny i inteligentny, dobrze wyszkolony
w walce i nie był głośny. Przynajmniej sam tak o sobie twierdził, bo za każdym
razem, kiedy książę słyszał samochwałki Sai’a, pukał się pięścią po głowie i
mówił: „Wmawiaj to sobie Sai. Widocznie rodzice cię okłamali, bo wszyscy
wiedzą, że to ja jestem ten lepszy”. Tak… skromność księcia nie miała sobie
równych. Mimo to, że Sasuke i Sai byli prawie tacy sami, Sai nie lubił
młodszego Uchihy. Być może byli do siebie zbyt podobni w charakterach, ale tak
to w życiu bywa, że dwa podobne charaktery się nie cierpią. Poza tym, Sai nie
był aż tak arogancki i zuchwały jak Sasuke. Był raczej jego łagodniejszą wersją,
ale kłoda w oku księcia, mierząca z dobre kilka kilometrów, nie pozwala mu tego
zobaczyć. Przecież było to oczywiste, że Sai lepiej zająłby się Naruto, niż
Sasuke. Zaopiekowałby się na przykład jego cnotą, bo Sasuke za dużo sobie
pozwalał. Problem w tym, że Sai jeszcze nie wiedział o tym, że jego książę
wcale taki cnotliwy nie jest, jakby się to wcześniej wydawało.
Sasuke wstał
z ziemi i udał się do koni, aby je osiodłać. Zwierzęta były lepszą alternatywą
od towarzystwa z samego rana, które nie było zbytnio rozmowne. Mimo że on sam
nie mówił za wiele, to oczekiwał, że chociaż Naruto przerwie uciążliwą ciszę
podczas śniadania. Niestety, księżniczka jak na złość obraziła się na niego,
zamykając swoje usta na kłódkę. Nie, żeby tęsknił za jego głupią i bezsensowną
paplaniną, ale wygłupy Naruto byłyby jakąś rozrywką, która odciągnęłaby jego
myśli od reszty kompanów, za którymi szczerze nie przepadał. Najchętniej podkradłby
się do nich od tyłu i zdzieliłby ich w łeb cuchnącą rybą, wyłowioną przypadkowo
z rzeki, tak dla zabawy oczywiście, zostawiając na ich twarzach piękne limo.
Oszczędziłby jedynie Naruto, bo blondyn nadawał się tylko do patrzenia i szkoda
by było, gdyby został pozbawiony jedynego atutu, który działał na Sasuke. Tak,
na Naruto można było tylko i wyłącznie się popatrzeć, bo słuchać go się nie
dało. Osoba księcia, która potrzebowała całodobowej opieki, była ciekawą
odskocznią od nieustannych walk w armii w imię królestwa. Ten idiota poprawiał
jego humor i nie pozwalał, żeby młodszy Uchiha został impotentem. Swoją drogą,
Sasuke nie rozumiał siebie samego, dlaczego tak reagował na Naruto. Stanowił
zabawny okaz wśród ludzi, których poznał w swoim życiu, ale nie było w nim nic
wyjątkowego, oprócz głupoty i niespożytej energii oczywiście. Pierwszy raz
poczuł, że chciałby kogoś usidlić i nie pozwolić mu odejść. Trzymać blisko przy
sobie i uzależnić drugą osobę od siebie. Było to dziwne i nowe uczucie, z
którym próbował walczyć. Problem w tym, że nie walczył z całych sił. Chęć
zagłębienia się w nowe uczucia była silniejsza, niż zdrowy rozsądek, który
podpowiadał mu, że będzie miał z tego powodu ogromne kłopoty w niedalekim
czasie. Póki co, ciekawość zwyciężyła nad rozsądkiem.
***
Od paru
godzin podróżowali na koniach, zbliżając się do klasztoru Młodości Życia. Nie
pozostało im za dużo drogi, ale nie zwalniali szybkiego tempa. Słońce
wschodziło coraz wyżej, rozgrzewając ich ciała niemiłosiernie. Byłoby gorzej,
gdyby nie jechali na koniach. Tak przynajmniej, ciepły wiatr smagał ich twarze,
oziębiając ich ciała o drobinę. Po drodze nie było żadnych drzew, które
dawałyby im, chociaż najmniejszej ilości cienia. Zaś w oddali było widać
północne góry, do których zmierzali. Piętrzyły się niczym ogromne kolosy, cuda
matki natury. Niezwyciężone, piękne i postawne, ale wciąż niebezpieczne. Ostre
zbocza i nietrwałe drogi, zasypywane ciągle głazami, stanowiły jedyne dojście
do klasztoru. Naruto i jego towarzysze kierowali się w stronę gór północnych od
paru godzin, zdawałoby się, więc, że już dawno powinni być na miejscu, jednak
wielkość gór nie zwiększyła się o milimetr. Były niczym fatamorgana na pustyni,
gdzie nie było wody. Na szczęście, nie znajdowali się na pustkowiu. Dookoła
nich były zielone polany, pagórki, które rozciągały się na kilka mil niczym…
zielona pustynia.
- Pieprzona
fatamorgana – burknął zniecierpliwiony książę, podsumowując swoje myśli o
pustyni. Bo jak inaczej to ująć? Jechali, jechali, jechali i … jechali, a nadal
nie przybliżali się do gór. W takim tempie, to nawet do wieczora nie dojadą do
klasztoru. Złapał mocniej za lejce i uderzył lekko konia w boki, żeby
przyśpieszyć.
- Nie
wiedziałem, że znasz zabezpieczenie klasztoru, książę – odezwał się zdziwiony,
Neji, który uśmiechnął się kącikiem ust. Był pod niemałym wrażaniem, że osoba
księcia wie o iluzji, która chroni klasztor przed nieproszonymi gośćmi.
Naruto
zamrugał oczami z niedowierzeniem. Fatamorgana?!
- Oczywiście,
że znam! – krzyknął z oburzeniem, chociaż chwilę temu omal nie zleciał z konia,
usłyszawszy o swojej racji, co do fatamorgany. Na szczęście nikt nie widział
jego zdziwienia, bo książę znajdował się na samym przedzie, więc mógł spokojnie
odetchnąć i cieszyć się uznaniem z strony elfa.
Sasuke jednak
się nie nabrał. Znał już na tyle dobrze Naruto, że wiedział, że ten nic nie
wiedział na temat fatamorgany. Po prostu palnął to, co myślał. Prawdziwa głupota
księcia. Gdyby był wredny, a był, to by zapytał się Naruto, co wie o
zabezpieczeniach klasztoru. Był ciekaw jak książę wywinie się z tej odpowiedzi.
- Naruto, widzę,
że jesteś obeznany, co do zabezpieczeń klasztoru. Może powiedziałbyś coś więcej
na ten temat? Bo widzisz, ja nie miałem okazji, aby zapoznać się z historią
klasztoru. – odezwał się całkiem poważnie rycerz, który ledwo ukrywał swoje
rozbawienie, kiedy zobaczył wściekły wzrok księcia. Patrzyli się na siebie
przez chwilę, mierząc się spojrzeniami, dopóki Naruto się nie odezwał.
- Nie wiem za
wiele na ten temat, Sasuke. Myślę, że Neji opowie Ci o klasztorze, jeśli go o
to poprosisz. Jestem pewien, że jego wiedza o klasztorze jest większa od mojej.
Ja słyszałem tylko ludowe opowiastki – odpowiedział dyplomatycznie, posyłając
triumfalny uśmiech w stronę swojego rycerza. Był pewny, że zagiął Sasuke swoją
odpowiedzią. Wcale nie był taki głupi, za jakiego brał go brunet. Potrafił
wysilić swoje szare komórki, kiedy była takowa potrzeba.
Naruto jednak
przełknął z trudnością ślinę, kiedy zauważył, że jego rycerz uniósł wysoko lewy
kącik ust do góry.
- Czyli
przyznajesz się, że jesteś głupi? – rzucił rozbawiony Uchiha, obserwując
zmieniającą się mimikę twarzy Naruto. Teraz doskonale można było zauważyć zmieniający
się kolor skóry na buzi księcia. Od zwykłego, oliwkowego koloru przez różany,
aż po krwisty czerwony niczym u jakiegoś wściekłego, dojrzałego, żyjącego i
furiackiego pomidora. Blondyn zmrużył oczy, ściskając mocniej lejce w swoich
dłoniach. Jego cierpliwość dzisiejszego dnia była na wyczerpaniu, ba… w ogóle
Sasuke przekroczył jego limit samokontroli.
- TY
PIEPRZONY DUPKU! – krzyknął na całe gardło Naruto – DOBIORĘ CI SIĘ DO TWOJEJ
DUPY JAK DOJDZIEMY DO KLASZTORU! – słowa rozchodziły się po górach, powtarzając
głos księcia. Naruto wpadł w furię, o tak. Zatrzymał konia i wsadził rękę do
worka, wyciągając z niego ziemniaki. Sasuke patrzył na niego uważnie, nie
wiedząc, czego może się spodziewać po furiackim pomidorze.
- Bardzo
dwuznacznie to zabrzmiało, skarbie – zakpił, dolewając nieświadomie, a może i
świadomie, oliwy do ognia. Nie wiedział, co zamierza zrobić blondyn z
ziemniakami, ale zajadanie stresu może spowodować, że książę w niedalekiej
przyszłości może szybko przybrać na wadze, a Sasuke nie chciał, żeby Naruto
stał się wieprzem. Jednak jego obawy, co do wagi księcia szybko zniknęły, kiedy
zobaczył zamachującą się rękę księcia. Zrozumiał już, po co blondynowi
ziemniaki. Książę wcale nie zamierzał zajadać stresu, na pewno nie. I
potwierdził to ziemniak, który niebezpiecznie zbliżał się do jego twarzy. I
niechętnie musiał przyznać, że Naruto jako debilny, niedorozwinięty pomidor ma
całkiem dobry cel… Tak… Sasuke czuł ziemniaka na swojej twarzy, i to nie jednego.
Chyba przestanie lubić kartofle.
Najgorsze
było jednak to, że nikt z pozostałych towarzyszy nie kwapił się do
powstrzymania furiackiego pomidora. Itachi nawet sam się zamachnął na swojego
brata, od tak, dla dyscypliny. I pewnie nadal obrywałby ziemniakami od Naruto,
gdyby jego amunicja się nie wyczerpała. Niestety przez wybuchowego księcia i
cięty język Uchihy musieli zrobić przymusową przerwę w celu zebrania amunicji
dla pomidora. Tak, dla pomidora. Sasuke postanowił, że zacznie nazywać księcia
pomidorem. W końcu nie wiele się od siebie różnili. Warzywo nie posiadało
inteligencji, tak samo jak Naruto.
Tak szczerze to zdziwiłam się jak zobaczyłam nowy rozdział. Ale cieszę się że go napisałaś :D, seryjnie lubię twoje opowiadania. Co do rozdziału: cud, miód i w ogóle istna ambrozja. Zwłaszcza końcówka mi się podobała. Scena z ziemniakami wymiata. Masz rację co do ironii, ale naprawdę fajnie się to czytało. Jedyne co mi się nie podobało to czcionka i jej kolor. Mogłabyś ją zmienić na Romana, a kolor dać jaśniejszy? Lepiej by się wtedy czytało. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńps. Mam nadzieję, że znajdziesz czas i chęć na napisanie nowego rozdziału na blogu o gladiatorach lub na którymkolwiek innym.
ps2. Biorąc pod uwagę powyższe, życzę też duuuużo wolnego czasu :D.
Heh, zabawna sytuacja.. Znalazłam tego bloga gdzieś w czeluściach mohego komputera no i sb go przeczytałam. Dejm. Całokształt jest świetny, nieprawdasz? :Y Tak wiem, to było głupie pytanie, przeciesz sama to napisałaś XD
OdpowiedzUsuńTy wgl. jeszcze żyjesz?
Witam,
OdpowiedzUsuńautorko zawitałam tutaj już jakiś czas temu opowiadanie mi się bardzo spodobał, mam nadzieję na kontynuację, choć juz tyle czasu minęło...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga