W trakcie - 5.12.12r,



Hej, jeszcze żyję :) Jestem w trakcie pisania i poprawiania rozdziału. Jak dobrze pójdzie to powinnam wstawić coś nowego w tym tygodniu. Jak nowy wystrój bloga i muzyka? Podoba się wam? :)

data: 5.12.12r.

sobota, 27 sierpnia 2011

W poszukiwaniu wybranki III

- Nie pierdol, tylko mi pomóż, do jasnej ciasnej! – darł się blondyn, miotając swoimi kończynami we wszystkie strony. Jego ręce i nogi obwiązane były czarnymi, cienkimi sznurkami, obwijając go jak jakiegoś zraza. Szarpał się i miotał, by na końcu wyglądać jak jakaś leżąca na ziemi zaplątana ropucha.

- Co tam mówisz?! Że świetnie Ci idzie?! To fajnie, trzymaj tak dalej!! – uśmiechnął się pod nosem, sięgając po kolejną gałąź pod drzewem.

- NIE! Nie! Wcale mi dobrze nie idzie!

- Nie potrzebujesz mojej pomocy? To lepiej dla mnie, bo widzisz, mam już zajęcie… - odwrócił się w stronę chłopaka, machając mu kijkiem w ręku. Wiedział, że przyprawia swojego pana o jeszcze większą złość.

- Potrzebuję! Nie wydurniaj się niańka! Rusz tą dupę i mi pomóż, bo wydam rozkaz, wyrwania twoich jaj i zrobienia z nich jajecznicy! – ciągle się darł.

- I będziesz to jadł? – odwrócił się z zaskoczony wyrazem twarzy – na pewno są smaczne, w co nie wątpię, ale żeby tak brutalnie? – zrobił urażoną minę.

- SASUKE!

- Co? Ładna pogoda, nieprawdaż? – spojrzał w niebo, rozglądając się we wszystkie strony.

- AghRR!! Niech Cię tylko dorwę! Ciemno jest jak w dupie u murzyna!

- Jesteś rasistą? – zrobił zaskoczona minę, a patyki, które przed chwilą trzymał w ręku, upuścił. Nie podobam ci się? – podszedł do zaplątanego blondyna, przyglądając mu się uważnie. – jestem biały.

- Załamujesz mnie… - jęknął.

- Też cię lubię – uśmiechnął się psotnie – coś chciałeś, mój panie? – zmienił głos na bardziej służbowy.

- Tak. Przebiegnij się na golasa po lesie – burknął pod nosem poirytowany Książe. Powoli zaczęła łapać go migrena od tych głupich tekstów jego kompana. Co ten dureń sobie wyobrażał? Co chciał przez to uzyskać? Ahh… bolała go niemiłosiernie głowa. Chyba po raz pierwszy w życiu spotkał kogoś, kto by go tak mocno denerwował. Oparł głowę o zimne, wilgotne podłoże.

- Naprawdę tego chcesz? – zapytał zdumiony, odwiązując sznurek od swojego płaszcza.

Naruto poderwał głowę do góry. Nie wierzył, że ten drań, zacznie z nim tak pogrywać. Nie wierzył, że jest do tego zdolny. Nie wierzył, że ma na tyle odwagi. Po prostu… nie wierzył. Popatrzał na niego z osłupieniem, by chwilę później przybrać podenerwowany wyraz twarzy.

- Idioto! Co ty robisz? – zaczął uderzać łokciami o ziemię, próbując się wyrwać z pułapki.

- Rozbieram się – odparł spokojnie.

- Widzę! Ale po cholerę?!

- Kazałeś mi – odpowiedział, uśmiechając się głupkowato.

- Kłamałem – odparł – To był żart! Masz mnie odwiązać!

- Tak, mój panie – przerwał na chwilę – ale czy to nie kolejny żart z pańskiej strony? – dopytywał się, przybliżając ręce do zaplątanego blondyna.

- Jeszcze jedno słowo – wycedził – to ci coś zrobię!

- Nie, póki jesteś związany – kpiący uśmieszek zagościł na twarzy bruneta – obiecaj mi, że nic mnie złego z twojej strony nie spotka.

- Jeśli mnie nie odwiążesz, to na pewno coś cię spotka – warknął, rozłoszczony odwlekaniem sprawy przez rycerza.

Uchiha kiwnął głową i zabrał się do pracy. To było jego obowiązkiem, aby dbać o swojego pana. Może i droczył się z nim przez chwilę, ale ten chłopak nie mógł mu nic zrobić. Za dobre miał serce. On i jego ojciec. Byłby z niego wspaniały król, gdyby Książe był bardziej wymagający i stanowczy. No ale cóż… nie można mieć wszystkiego. I tak dobrze, że nie był jakimś tyranem, który zabijał ludzi bez powodu. Uzumakiego da się wyszkolić. I taki oto cel, przyjął sobie brunet. Wyszkolić przyszłego księcia. Wyciągnął scyzoryk, który trzymał w kieszenie brązowego płaszcza. Mała, metalowa część błysnęła w świetle księżyca, ukazując jej ostrze. Chłopak delikatnie przecinał sznurki, uwalniając zaplatane części ciała blondyna. Po niedługiej chwili schował scyzoryk z zadowoleniem. Właśnie przed minutą skończył swoją żmudną pracę, która naprawdę była niebezpieczna, gdyż blond chłopak wiercił się we wszystkie strony, plącząc się jeszcze bardziej.

- Skończone – poinformował, ciągle siedząc niebezpiecznie blisko koło blond chłopaka.

- Dzięki – burknął, nieporadnie wstając – kuso! – przeklął zrozpaczony, ujrzawszy swój płaszcz, który był cały ubrudzony – jak ja wyglądam! – jęknął.

- Jak prawdziwy wieśniak – skwitował brunet, zabierając się do rozpalania ogniska.

Rozłożył kamienie w okrąg, robiąc miejsce na rozpalenie ogniska. Zebrał kilka gałązek, które położył niedaleko i ustawił je w kształcie trójkąta. Wziął dwa granity, które trzymał w kieszeni pod płaszczem i zaczął nimi pocierać.

- Przecież chciałeś, żeby cię nie rozpoznali – odezwał się ponownie brunet w stronę jasnowłosego, który siedział w kucku obok niego.

- Przestań, to nie jest śmieszne – odparł załamanym głosem, chowając głowę w kolona.

Czarnowłosy spoglądał na chłopaka z lekkim uśmiechem. Wcale nie ukrywał, że ta sytuacja go po prostu, najzwyczajniej w świecie bawiła. Przyśpieszył tarcie kamieniami, powodując, że kilka iskierek spadło na suche gałęzie. Na początku leciutko się jarzyło, a potem, z każdą chwilą płomyki ognia stawały się coraz większe i większe, oświetlając miejsce pobytu wędrownych.

- Masz rację, nie jest, ale wyglądasz bardziej przekonywująco w takim stanie – uśmiechnął się zadziornie, przybliżając się do niebieskookiego - Uwierz mi, Panie – szepnął mu do ucha, na co Książe zachichotał.

- Jako wieśniak, znajdę wieśniaczkę – oderwał głowę z kolan, spoglądając w czarne tęczówki – masz rację, wyglądam wiarygodniej! – posłał mu szczery uśmiech.

- Widzisz? – zapytał – ale nadal nie rozumiem, dlaczego tak bardzo chcesz za żonę jakąś wieśniaczkę – opadł na wilgotną trawę, przymykając lekko oczy.

- Czemu cię to dziwi? Nie chciałbym mieć za żonę jakiejś dziewczyny, której nigdy przedtem

nie znałem. Jeszcze jakiegoś babsztyla by mi wcisnęli.

- Ojciec by ci tego nie zrobił – odparł spokojnie– a wieśniaczki są dla rycerzy.

- I tu cię boli! – niemal, że krzyknął – boisz się, że zabiorę ci ładną wieśniaczkę?! – podreptał do ciała Uchihy na czworaka.

- Wieśniaczki, nie są ładne ani nawet wychowane – spojrzał w błękitne ślepia, które znajdowały się naprzeciw jego czarnych tęczówek – w ogóle nie interesują mnie dziewczyny – spoglądał dalej z beznamiętnym wyrazem twarzy na blondyna.

- Nie żartuj – uśmiechnął się lekko – nie interesują się? – nachylił się do Uchihy, powodując, że jego blond kosmyki drażniły porcelanowe policzki.

- Nie – przełknął z ledwością ślinę – one tylko zawadzają – próbował trzymać swój zimny ton, co nie było łatwe w takiej odległości od słodko wyglądającego księcia.

- Zawadzają? – powtórzył cicho – a kto ci spłodzi dzieci? – zrobił zdziwioną minę jak małe dziecko, które dowiedziało się, że Święty Mikołaj nie istnieje.

- Mój brat – odpowiedział spokojnie. Spojrzał na jeszcze bardziej zszokowanego blondyna, uświadamiając sobie, że jego odpowiedź brzmiała bynajmniej dziwnie – mój brat będzie troszczył się o dalsze pokolenie. Moim zadaniem jest walka i nie w głowie mi rodzina – odparł, tłumacząc swoją myśl.

- Achhha… - kiwnął głowa, klapiąc na swoje siedzenie z upuszczoną głowa w dół. Spoglądał na swoje nogi, by po chwili spojrzeć na przejrzyste niebo, które mieniło się jasnymi kropkami – szkoda – mruknął – nie wiesz, co tracisz.

- Wiem. Tracę więcej zszarganych nerwów – przymknął z powrotem oczy, kiedy ujrzał oburzonego chłopaka – nie patrz tak. Lepiej, żebym nigdy nie miał bachorów, bo nie gwarantuję, że ich nie zabiję – prychnął.

- Raaany. Nie wierzę, że można być tak nieczułym gościem – jęknął blondyn, przyciągając brązowy koc.

- Nie, nieczułym, tylko trzeźwo myślącym. Jakbym umarł, to bym zostawił kobietę z gromadą dzieci na wychowanie i wyżywienie.

- Wymigujesz się – bąknął, przykrywając się kocem po same oczy.

- Może… - szepnął brunet – albo wiem, że osoba, która mi się podoba nigdy nie będzie moja? – otworzył oczy, spoglądając w stronę księcia z wymalowaną bezradnością w oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz