W trakcie - 5.12.12r,



Hej, jeszcze żyję :) Jestem w trakcie pisania i poprawiania rozdziału. Jak dobrze pójdzie to powinnam wstawić coś nowego w tym tygodniu. Jak nowy wystrój bloga i muzyka? Podoba się wam? :)

data: 5.12.12r.

sobota, 27 sierpnia 2011

W poszukiwaniu wybranki IV

- Ohh, Sasuke. Skąd to wiesz? Nigdy nie wolno się poddawać – mruknął blondyn, zamykając swoje błękitne oczka.

- Żeby to było takie łatwe – westchnął ciężko, idąc za przykładem swojego pana. Przewrócił się na drugi bok, łapiąc koc. Przykrył się nim, by po chwili odpłynąć gdzieś hen, hen daleko.

I tak zapadli w błogi sen. Wiatr powiewał delikatnie, targając włosami podróżnych. Zahaczał o źdźbła trawy, wyginając je we wszystkie strony, a Księżyc wzbił się wysoko w górę, aby wszystko mieć pod swoim czujnym okiem. Spokojna, zimna noc mijała uciążliwie długo, jak dla pewnej osoby. Osoby, która przed chwilą obudziła się z lekkiego snu. Osoby…, która została obudzona przez pewne niemiłe czynniki albo, jak kto woli, upomnienia swojego organizmu. Owa osoba przewróciła się na drugi bok, przyglądając się drugiemu ciału z wyczekiwaniem. W końcu, z wielkim niezadowoleniem, powlekła się do obiektu swoich myśli.

- Sasuke – szepnął, postrząsawszy czarnowłosym chłopakiem – Sasuke – jęknął niemal z rozpaczom w głosie – Sasuke – powtarzał w kółko.

- Tak, mój panie? – spytał, ospałym głosem, z ledwością otwierając oczy – coś się stało? – podparł się o łokcie, wbijając swój wzrok w blondyna, który siedział z dziwną miną na kuckach, otulony kocem. Spoglądał na ciało chłopaka, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

Miał zamiar powtórzyć pytanie, gdyż jego pan nie miał zamiaru powiedzieć mu, o co chodzi, ale z owego ciała blondyna, wydobył się dziwny, głośny dźwięk, który oznaczył tylko jedno. – Jego pan jest głodny – uśmiechnął się kącikiem ust, przybliżając twarz do Uzumakiemu.

- O to chodzi – szepnął, wywołując lekki rumieniec na twarzy jasnowłosego. Oczywiście, nie widział go, ale osoba, która się zabarwiła, doskonale wiedziała o soczystym rumieńcu, który ulokował się na jej policzku.

- A o co innego? – zrobił obrażoną minę – o nic więcej bym cię nie prosił o tej porze – nadymał policzki, splatając ręce na piersi i odwracając głowę w inna stronę.

- No ja nie wiem… - zrobił zamyślona minę.

Chciał jeszcze ponabijać się z księcia, ale ten spojrzał na niego, tak surowym wzrokiem, że Uchiha postanowił się opanować i zrobić to, o co prosił jego pan. Przejechał jeszcze ręką po włosach, zbierając je za ucho. Przetarł oczy i złapał swój ukochany miecz, który towarzyszył mu we wszystkich podróżach. Wstał, wyprostowując swoje silne, muskularne, odkryte plecy. Światło księżyca rzuciło na niego promienie, aby błękitne oczy ujrzały dobrze zbudowane ciało. Dopiero teraz zrozumiał, że jego rycerz jest o wiele lepiej zbudowany, niż on sam i nie może się równać z tą istotą, która teraz kierowała się w głąb lasu. Czuł się drobny, dosłownie. Nie dość, że był delikatniejszy, to jeszcze sięgał mu ledwo do ramienia. Żenujące – pomyślał. Jęknął z bezradności i siedząc koło prawie wygaszonego ogniska, założył koc na głowę. Wpatrywał się w coraz słabnące iskierki, zatracając się w nieznaną przyszłość. Co on będzie robił? Czy dobrze się spisze na stanowisku króla? Jaka będzie jego żona? Jakie będą jego dzieci? Kiedy i w jaki sposób umrze? Czy Sasuke będzie przy nim? I dlaczego o tym myśli? Nie wiedział… próbował znaleźć odpowiedź, lecz nadaremno. Nawet nie zauważył, kiedy Uchiha wrócił zakrwawiony, trzymając jakieś zwierzę w ręku. Machnął mu ręką przed oczami, zrywając go z rozmyślań. Blondyn spojrzał na niego z nieokreślonym wyrazem twarzy.

- Wyglądasz durnie – skomentował chłopak w czarnych włosach, który wymówiwszy słowa, upuścił zwierzę na ziemię.

Uzumaki dochodząc do siebie, przymknął usta i rozszerzył oczy.

- Cco tto? – wybełkotał, pokazując palcem na leżące coś z sierścią.

- Dzik.

- A gdzie jedzenie? – spytał, rozglądając się dookoła, co wywarło u Uchihy niepohamowany śmiech.

- To jest jedzenie – odparł, klękając przy zwierzęciu. – mocno pieczony, czy może surowy? – spojrzał na osłupionego Uzumakiego z drwiącym uśmieszkiem.

- Chyba żartujesz! - Wykrzyknął, mrugając z niebywałą szybkością, powiekami. – To jest dzikie!

- Jak sama nazwa wskazuje – odparł – nigdy nie jadłeś mięsa?

- Jadłem, ale to jest obrzydliwe! Włochate…. – zamilknął, wyobrażając sobie, siebie jedzącego włochate, obsmarowane brudem zwierze, które być może, tarzało się w jakiś odchodach.

- Myślałeś, że kokosy ci z drzewa wytrzasnę? – sarknął.

- Coś w tym stylu. Ale tego ci nie zjem! Sam to zjedź! Wolę trawę wcinać, niż ta brudną świnię!

- Trzymam cię za słowo. – uśmiechnął się, poczym zabrał się do obierania zwierzęcia ze skóry. Dokładnie, starannie, pozbywał się brązowego owłosienia, wycinając kawałek, po kawałku części wewnętrzne zwierzęcia. Odkroił serce, wątrobę i powoli zaczął zbierać się za odcinanie kończyn. Po skończeniu tej czynności, spojrzał na zniesmaczonego blondyna.

- Móżdżek? – rzucił hasłem.

- Cco? – wydusił z ledwością, wytrzeszczając oczy.

- Móżdżek też chcesz? – uśmiechnął się kpiąco w stronę Uzumakiego. Ale widząc, iż i ten nie rozumie, wskazał palcem na głowę dzika. – Chcesz? Podobno dobre – rozciął skórę i walnął pięścią w czaszkę, która przepołowiła się na pół, ukazując kremową masę jakby kłębku wełny, pochlapaną krwią. Wsadził rękę, wyciągawszy narząd, odpowiedzialny za równowagę ciała. – delikatesy – mruknął, naciskając na kremową część mózgu przed oczami blondyna. – Zjedź mnie, zjedź mnie! – przybliżał się z rozbawieniem w stronę jasnowłosego, któremu od tego wszystkiego zebrało się na odruchy wymiotne. Zerwał się z ziemi i pobiegł w najbliższe krzaki, zwracając swoją zawartość żołądka.

- Jesteś wstrętny! – krzyknął, wyłoniwszy głowę zza krzaków. – Teraz, to nawet nie mam ochoty na cokolwiek!

- Mięczak – wymruczał Uchiha, nadziewając części dzikiej świni na patyki, które umieścił nad ogniskiem. – Przynajmniej więcej dla mnie! – odkrzyknął, opierając się o konar drzewa.


#


- Pobudka, książę – szepnął mu czule do ucha, pochylając się nad ciałem blondyna. Jego niebieskie oczy powoli się otwierały, ukazując światu swój niezwykły błękit, który był piękniejszy od niejednego oceanu, czy morza. Otumaniony spojrzał niewyraźnie na bruneta, który wykorzystując to, wepchnął mu coś do buzi. Ale widząc strach w oczach, Uzumakiego, dodał: - Przeżuj to. Jedzenie się żuje, pamiętaj. Ż-u-j-e. O! Popatrz na mnie jak to się robi. – zaczął udawać, że je, szczękając przy tym zębami koło ucha jasnowłosego.

- Draniu! – wyrwał się z otumanienia posennego. - Wiem jak to się robi! – pacnął go w głowę, karcąc go srogim spojrzeniem.

- A ja myślałem, że trzeba cię nauczyć. Zresztą… Jak Ty, komu, tak on Tobie. – powiedział, wstając na równe nogi. – Trzeba się zbierać jak mamy zdążyć do wioski przed zaćmieniem. – złapał jakieś ciuchy, chowając je do plecaka – Hej! – warknął w stronę blondyna, który nic nie robił.

- Masz tego więcej? – spytał, oblizując usta.

- Echh… młocie. – pokręcił głowę z politowaniem. – Jeszcze coś jest przy ognisku, poszukaj, ja muszę tu posprzątać. – podał mu rękę, żeby Książe mógł wstać.

- Przy ognisku? To znaczy, że… - rozdziawił usta.

- Tak – uśmiechnął psotnie.

- Nieźle… - szepnął. – jak wrócimy do zamku, to zrobię z ciebie mojego kucharza. – wyszczerzył ząbki.

- A mówiłeś, że tego nie tkniesz – wytknął mu wczorajsze słowa.

- Ale zmieniłem zdanie. Przez żołądek do serca. Poza tym, to było całkiem dobre.

- Całkiem? – posłał mu srogie spojrzenie. – Co to znaczy całkiem? – lustrował go niebezpiecznie.

- Oj… no wiesz. Brakuje tylko przypraw, ale uważam, że gdybyśmy je mieli, to byłoby wyśmienite. – pochlebił bruneta, który dumnie wypiął pierś. – A teraz panie Uchiha, posprzątaj ten bajzel, a ja pójdę się najeść. – wytknął mu język i z trudem uniknął poduszki, która leciała w jego stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz