W trakcie - 5.12.12r,



Hej, jeszcze żyję :) Jestem w trakcie pisania i poprawiania rozdziału. Jak dobrze pójdzie to powinnam wstawić coś nowego w tym tygodniu. Jak nowy wystrój bloga i muzyka? Podoba się wam? :)

data: 5.12.12r.

sobota, 27 sierpnia 2011

W poszukiwaniu wybranki II

Powoli mijali próg potężnego zamku Konoha. Promienie słońca padały pod kątem czterdziestu pięciu stopni. Wiatr targał liśćmi drzew, podbierając je z ziemi i unosząc wysoko, wysoko w górę. Podnosił i zapraszał do tańca. Wirował z nimi radośnie, niczym rodzic z malutkim dzieckiem. Pokazywał piękno przyrody i uczył, co jest złe, a co dobre. Blond włosy chłopak spojrzał w błękitne, przejrzyste niebo z domieszką koloru pomarańczowego i mimowolnie się uśmiechnął. „Nareszcie, wolność!’. Wolnym krokiem schodził z urwiska ze swoim podwładnym.

- Ej, niańka. Jak myślisz, kiedy tam dojdziemy? – prowokował czarnowłosego chłopaka do rozmowy.

- Nie nazywaj mnie tak – prychnął – nie ma tu twojego ojca, więc mu nie doniesiesz, jak coś ci zrobię.

- Ja? Ja nigdy nie donoszę…. Ten system działa raczej w drugą stronę – mruknął pod nosem, wkładając ręce w głębokie kieszenie. – na serio… cieszę się, że mogłem się z stamtąd wyrwać. Szkoda, że z tobą, ale przeżyję. Nawet nie wiesz, jakie to uciążliwe. Wszyscy ciebie pilnują w trosce o twoje dobro. Mam tego powyżej uszu. Czemu nie mogłem się urodzić jako wieśniak? Byłoby to o wiele ciekawsze, niż te mury zamku. Umrę tam z wielkim sadłem, w bujanym fotelu. Pragnę żyć w ciągłym niebezpieczeństwie, czuć ciągłą adrenalinę w żyłach. Chciałbym…

Ciemnowłosy chłopak słuchał monologu znudzonego księcia, który rozmyślał, jak nie wracać za szybko do zamku. Wpatrywał się w opaloną twarz chłopaka z wielką fascynacją. Musiał przyznać, że ten młody chłopak był bardzo przystojny. Zdziwił się wielce, że blondyn mówił dość sensownie, co wydawało mu się sprzeczne, kiedy pierwszy raz go zobaczył. Widocznie Uzumaki zgrywał głupka przed ojcem, aby jak najdłużej wymigać się od stanowiska. Nie rozumiał tego, ale gdyby był na miejscu niebieskookiego, to pewnie zrozumiałby to i owo.

- Po co ty nam w ogóle chcesz iść? – spytał, przerywając blondynowi w rozmowie ze samym sobą.

- Jak to? Przecież cały czas ci mówię. Ohhh… czemu dali mi takiego bufona? Następnym razem, słuchaj jak do ciebie mówię – zrobił obrażoną minę, która nie trwała zbyt długo – po prostu chcę się wyrwać z zamku, poznać życie zwykłych ludzi, a co najważniejsze – znaleźć przyszłą królową – uśmiechnął się sam do siebie, myśląc o ostatnich słowach.

- A któraś cię zechce? Chodzące chuchro, który ledwo, co ma mięśnie, a wszyscy wokół robią za niego brudną robotę. – koloryzował swoją wypowiedź, chcąc zobaczyć jak zaaraguje Książe. Wiedział, że to co mówi nie jest zgodne z prawdą, ale czy jego pan ma od razu o tym wiedzieć?

Jak myślał, udało mu się. Jasnowłosemu mina zrzedła, kiedy usłyszał słowa albinosa. Zmarszczył brwi, lustrując go niebezpiecznym wzrokiem.

- Czy ja się przesłyszałem – przechylił ucho, do ust bruneta – jak mnie nazwałeś? – zapytał spokojnym głosem.

- Chu-cher-ko – zaakcentował, chuchając gorącym oddechem, chłopakowi prosto w ucho. Uśmiechnął się kpiąco, na odrywającego się od niego niebieskookiego.

- Ja, chucherkiem? – zaśmiał się – może pokazać ci moje bicepsy? – psotne iskierki skakały w błękitnych oczach.

- Z chęcią – uśmiechnął się kącikiem ust.

- Hah! Wiedziałem! Lecisz na mnie – mrugnął do niego okiem, parskając łagodnym śmiechem – Nie no…. Żarcik. Posiłujemy się, jak rozbijemy namioty. Nie mam zamiaru ściągać tego płaszcza tylko po to, żeby ci udowodnić moje atuty – wypiął dumnie pierś.

- Taaa, jasne. Wstydzisz się – dokuczał niższemu chłopakowi.

- Oczywiście. Rumienię się za każdym razem, kiedy na mnie patrzysz – ironizował – a tak na serio, to lepiej uważaj na to, co mówisz. Nigdy nie widomo jaki pomysł wpadnie mi do głowy na twoją karę – przymknął powieki, uśmiechając się zadziornie.

- Na jaką karę? – spytał zdezorientowany.

- Za nie przyznawanie racji swojemu mistrzowi. A uwierz mi. Mam bardzo oryginalne plany, a co za tym idzie? Wyjątkowe kary. Więc przyjacielu… uważaj z kim zadzierasz, bo jestem mistrzem w niszczeniu ludzkiej psychiki.

- A ja myślałem, że jesteś mistrzem w gadaniu bezsensu. – beznamiętny wzrok wpatrywał się w oburzone, błękitne tęczówki. Chłopak rzucił mu gniewne spojrzenie, poczym się odwrócił i jakby niby nic, poszedł dalej. Uchiha zerknął na postać idącą przed nim. Miał to, co tak bardzo chciał – upragnioną ciszę. Tak więc, kopiąc kamyk, powlekł się za waniliową czupryną.

#

Słońce znikało powoli z horyzontu, a wraz z nim chowały się jego jasne promienie, które za dnia oświetlały drogę podróżnym. Robiło się coraz ciemniej i groźniej. Wiatr wiał niemiłosiernie, drażniąc chłodnym powiewem ludzkie ciała, a śnieżny księżyc wyłaniał się z drugiej strony lasu, pokazując czubek swojej głowy. Znów zaczęła się gra ciał niebieskich. Kto, kogo pierwszy dogoni. Kto, kogo pierwszy złapie. Taka zabawa w kotka i myszkę.
Las Nirwana zdawał się chować w sobie jakąś nieludzką tajemnicę. Niepojętą dla człowieczego rozumu. Z głębi mroku połyskiwały czerwone kropki, które jakby czyhały na jakąś ofiarę. W powietrzu wił się zapach sosen oraz świerków, a także, jakoby padliny. Znów stado wilków zrobiło sobie ucztę. Chowając się w jakiś krzakach, zaatakowały na bezbronne zwierzę, które niczym nie było winne. Słuchać było zadowolenie z ich strony. Ich wyki przecinały głuchą ciszę w puszczy, przenikając przez najmniejsze zakątki gąszczu.
Dwaj mężczyźni przystanęli. Jeden – niższy - odwrócił się do drugiego z wymalowaną pewnością na twarzy.
- Ja rozkładam namiot, a ty szukasz gałęzi – zakomunikował.
- Gałęzi? – spytał.
- Tak, gałęzi. Nie wiem, czy wiesz, ale gałęzie są z drewna. A z drewna robi się ognisko. Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak wygląda ognisko? O patrz! Tam masz nawet gałęzie. – wskazał palcem na potężne drzewo, które stało niedaleko – na co się tak patrzysz? No szukaj, szukaj.
- To było pytanie retoryczne, gdybyś nie zauważył – prychnął czarnooki – i nie mów do mnie jak do jakiegoś psa.
- Jakby nie patrzeć, to jesteś moim pieskiem – uśmiechnął się psotnie – wykonujesz moje rozkazy, a ja jestem twoim panem – zaśmiał się po cichu – no więc szczeniaczku, wykonuj swoje zadanie, a ja zajmę się swoim.
- Kiedyś zrobię ci krzywdę – warknął, oddalając się od niego.
- Kiedyś, to kiedyś. Dziś jest dzisiaj. Więc nie mam, co się martwić na zapas – machnął ręką, biorąc się za rozkładania namiotu. –Cholera! – krzyknął po niedługim czasie, trochę poirytowany.
- Hę? – zapytał bez entuzjazmu czarnowłosy, który wygrzebywał gałęzie spod drzewa – nie drzyj się tak, bo łosie mają teraz okres godowy. Nie mam zamiaru ratować cię z łap napalonych zwierząt, które pomylą cię z samicą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz