W trakcie - 5.12.12r,



Hej, jeszcze żyję :) Jestem w trakcie pisania i poprawiania rozdziału. Jak dobrze pójdzie to powinnam wstawić coś nowego w tym tygodniu. Jak nowy wystrój bloga i muzyka? Podoba się wam? :)

data: 5.12.12r.

sobota, 27 sierpnia 2011

W poszukiwaniu wybranki V

Po niecałej godzinie wyruszyli w dalszą podróż. Słońce smażyło ich ciała niemiłosiernie. I nawet jasna skóra Sasuke, która była jak strąk mleczaka tuż przed spuszczeniem, teraz nabrała różowego odcienia. Naruto spoglądał na niego z ukosa, ale zaraz odwracał głowę zmieszany. To, co sobie wyobrażał było nienormalne. Jakby smakowały jego usta? Co to jest za pytanie? To chyba jego drugie ja, robiło sobie z niego żarty.

Idąc tak przez bite trzy godziny, spocili się do granic możliwości. Pot lał się z nich, niczym z fontanny. Ciągle, z tą samą ilością. Zmęczeni, ledwo szli o własnych siłach. Duszne powietrze wcale im nie ułatwiało drogi, a Słońce wychylało się zza drzew jak małe dziecko, domagając się uwagi. Ścieżka, którą szli, stała się szersza, obramowana potężnymi drzewami liściastymi. Poszycie lasu pokryte było różowo-białymi płatkami drzew, które przypominały ogromny dywan, prowadzący wprost do gospody. A wiatr zlitował się nad podróżnymi i zawiał zimnym, porywistym powiewem, ochładzając ich rozgrzane ciała.

- Nareszcie! – jęknął blond chłopak, widząc mały domek na końcu polnej ścieżki.

- Um.. – mruknął brunet, poprawiając torbę, która osuwała mu się z ramienia. – Może nas ugoszczą? – powiedział prawie bezgłośnie.

- Muszą! Takich przystojniaków nie wywalą za próg! – ucieszył się chłopak, zakładając ręce za kark. – A już zaczynałem być głodny.

- Studnia bez dna – pokiwał z politowaniem głową.

- Nie moja wina, że za mało jedzenia mi zostawiłeś! – oburzył się.

- Myślałem, że zadowolisz się trawą jak na pospolitą krowę przystało. – kpiący uśmiech zawitał na twarzy bruneta.

- Ja ci coś! – wysyczał przez zęby, zaciskając niebezpiecznie pięści.

- Ja ci coś? – spytał, unosząc prawą brew ku górze – ofiaruję? Chcesz mi się ofiarować? Łaaa… ale z ciebie szybki numerek.

- Uchiha! – wydarł się, rzuciwszy się na bruneta i powalając go na ziemię. – Ty zboczeńcu od siedmiu boleści! – warczał, trzymając go za nadgarstki.

- Chcesz to tutaj zrobić? – rozejrzał się dookoła – Nie powiem… niczego sobie to miejsce jak na twój pierwszy raz – rzucił z rozbawieniem.

- Morda! – upomniał czarnowłosego – Słuchaj no… - przycisnął swoje kolano do krocza, leżącego pod nim chłopaka – Z tego, co wiem to ja tu żądzę, a nie ty – skarcił go srogim wzrokiem.

- Pierwsze, co słyszę – warknął – ty nawet nie potrafisz, nie gadać przez pięć minut – obrzucił go pogardliwym spojrzeniem, choć w duchu cieszył się jak hiena, która ugryzła swoją ofiarę w czuły punkt. (dziwne określenie O.o)

- Nie? – spytał retorycznie, schodząc z chłopaka i zarzucając swój plecak na ramię, ruszył w stronę kremowego domku.

Brunet spojrzał zdziwiony na Uzumakiego. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Myślał, że podroczy się z chłopakiem, a tymczasem ten zszedł z niego, nie mówiąc ani jednego słowa.

Wstał, otrzepawszy się z ziemi i powlókł się za blond czupryną.

Cisza trwała może jakieś siedem minut, gdyż tyle szli do swojego celu. Ale najwidoczniej waniliowo włosy nie zamierzał skończyć tego stanu. Rzucił mu pogardliwe spojrzenie, poczym z podniesioną głową, zapukał do drzwi gospody. Nie czekali zbyt długo. Po jakiejś minucie, drzwi otworzyła im szczupła dziewczyna o długich blond włosach do pleców. Jej niebieskie oczy wpatrywały się z zaskoczeniem na przybyszy. Spoglądała na nich jeszcze przez chwilę, poczym uśmiechnęła się życzliwie.

- Witam i przepraszam za najście – powiedział uprzejmie jasnowłosy, nie przypominając tego chłopaka, który niedawno darł się na bruneta.

- Ależ nic nie szkodzi – odpowiedziała im dziewczyna. – Co was sprowadza w nasze skromne progi? – zapytała.

- Rozkaz od króla, aby sprawdzić interesy wioski. – wtrącił się Sasuke, spoglądając na poważnego blondyna.

- Rozumiem, wejdźcie – zaprosiła ich gestem ręki – właśnie mamy obiad. Pewnie jesteście bardzo głodni – zaczęła paplać, oprowadzając ich po skromnym mieszkaniu. Ściany były ozdobione wiszącymi na ścianie strzelbami i trofeami zwierząt. Gdzieniegdzie porozwieszane były obrazy, które przedstawiały kwiaty, owoce, lasy i łąki. Wszystkie drzwi niemiłosiernie skrzypiały, a schody wydawały takie dźwięki, że wydawało się, iż zaraz się zawalą. Prawdziwa bieda.

Dziewczyna przedstawiła chłopaków jej rodzicom.

- Służący od króla, mają zbadać interesy naszej wioski – powiedziała radośnie. – mogą u nas przenocować?

- Oczywiście – zgodziła się matka dziewczyny.

- Ale jeden warunek – wtrącił stanowczym tonem jej ojciec – nic za darmo. Za nocleg, pomogą nam w farmie – postawił warunek, na który obaj młodzieńcy się zgodzili.

Zjedli obiad i wzięli prysznic po męczącej podróży. Byli senni, ale czekała ich jeszcze praca na farmie. Nie wiedzieli, co mają dokładnie zrobić, ale spodziewali się, że nie będzie to łatwa sprawa. Założyli jakieś spodnie, ścigając przepocone płaszcze. Wciąż się nie odzywając, udali się na dwór.

Z natarczywością uderzył w nich smród gnoju, który wdarł się do ich wrażliwych nosów. Wykrzywili w grymasie usta. Najwyraźniej, obaj nie byli przyzwyczajeni do takich „odświeżających” zapachów.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Jego blade promienie znikały po prawej części lasu. Temperatura znaczenie spadła. Nie było już tak gorąco, jak podróżowali, ale też nie było na tyle zimno, aby się trzęśli z tego powodu. Było po prostu w sam raz. Wiatr lekko powiewał, rozwiewając kosmyki włosów.

Na dworze czekał na nich ojciec blondynki wraz z samą Ino i jakaś zniewalająco piękną – jak na oko Naruto – dziewczyną o różowych włosach do ramion. Miała na sobie krótką spódniczkę do kolan i bluzkę, która zakrywała jej ramiona. Oczy mu zabłysły, a uśmiech wpełzł mu na twarz, mimowolnie. Dziewczyna była niczym nimfa. Niczego jej nie brakowało. Kształtna, o zdrowych, różanych włosach. Jej pełne, malinowe usta uśmiechały się w stronę młodzieńców. Od razu wpadł jej w oko pewien tajemniczy czarnowłosy o nieprzeciętnym „kaloryferku”. Zaś ten z niezadowoleniem spoglądał na zaślinionego blondyna. Wcale nie uśmiechało mu się to, że będzie musiał wysłuchiwać zwierzeń tego młotka.

Z niechęcią podszedł do wieśniaków.

- Yo chłopy. Trzeba wymyć świnie z błota na jutrzejszy konkurs. Musicie je złapać i porządnie wyszorować – podał im kubeł wody ze szczotką i mydłem. – Bądźcie delikatni, bo nie chcę, żeby któraś świnia ucierpiała przed jutrzejszym występem – oświadczył pewnie, udając się do gospody i zostawiając młodzieńców z dziewczynami.

- To nas wpakowałeś kretynie – warknął pod nosem niezadowolony brunet.

- Phi, nikt cię nie prosił, żebyś za mną szedł – odprychnął mu, łapiąc za rączkę wiadra – i nie obijaj się Uchiha, bo ci pensje odetnę.

- Spróbowałbyś – zlustrował go nienawistnym spojrzeniem.

- Ej, piękne damy – zignorował czarnowłosego chłopaka, kierując swoje słowa do dziewczyn, które opierały się o płotek, – co to za konkurs, o którym mówił twój ojciec? – zapytał zainteresowany.

- Konkurs na najpiękniejszą świnię. Odbywa się, co roku, a nagrodą jest całoroczne dofinansowanie farmy. Z kasą kiepsko, więc ojciec wybrał sobie to za punkt honoru, żeby wygrać. – wyjaśniła im nieco zmęczona blondynka, ziewając na pół twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz