W trakcie - 5.12.12r,



Hej, jeszcze żyję :) Jestem w trakcie pisania i poprawiania rozdziału. Jak dobrze pójdzie to powinnam wstawić coś nowego w tym tygodniu. Jak nowy wystrój bloga i muzyka? Podoba się wam? :)

data: 5.12.12r.

czwartek, 27 grudnia 2012

W poszukiwaniu wybranki XVI

Cześć po długiej przerwie. Cały rok minął od poprzedniej notki, ale spróbuję się to zmienić. Przynajmniej postaram się, chociaż jest trochę ciężko jak "prowadzi" się 4 blogi. Heh.. no cóż... w rozdziale nie ma za dużo akcji, bo zajęłam się opisami. Nie wiem jak mi wyszły, jest trochę ironii (właściwie to więcej, niż trochę, ale taką miałam wenę). Błędy mogą się znaleźć, bo nie nie posiadam bety. Po prostu - jak ktoś wyłapie, to niech napisze, a ja poprawię :)

~~*~~


Naruto wyszedł z zarośli, klnąc pod nosem na osobę Sasuke. Nienawidził tego dupka, perfekcyjnego, zadufanego w sobie rycerzyka. Co on sobie myślał? Wściekał się na niego, dobierał do jego portek, a potem go zostawiał samego sobie w środku jakiś gąszczy! A pomyśleć, że jeszcze chwilę temu miał dobry humor. Tak, pomyśleć, że mogło się to skończyć całkiem inaczej… przyjemniej.
- Szlag by Cię Uchiha… - warknął, podtrzymując płowy płaszczu i wyłaniając się całkowicie zza drzewa. – O czym ja myślę? – prychnął, rozglądając się po obozowisku, gdzie jego towarzysze zajadali się kanapkami i upijali się jakimś dziwnym, elfickim specyfikiem przy słabo tlącym się ognisku. Wszyscy byli ledwo przytomni, mimo wschodzącego słońca, które dokuczliwie raziło ich w oczy. Było już jasno, promienie oświetlały miejsce noclegu, pozwalając Naruto na zlustrowanie swoich kompanów uważnym wzrokiem. Zatrzymał się spojrzeniem na swoim rycerzu i skrzywił się z lekka – żebyś się udławił Sasuke – burknął pod nosem.
- Życzysz mojemu bratu śmierci? – podskoczył na dźwięk głosu mężczyzny, który stał za jego plecami. Nie spodziewał się tak sprytnej, zaskakującej taktyki jak zajście jego wspaniałej, królewskiej mości od tyłu. Oczywiście Sasuke często to robił, a jego brat w tej sprawie niczym widocznie się nie różnił. Spojrzał z przekąsem na twarz Itachiego, który uśmiechał się do niego wrednie. Nie cierpiał tego typu uśmiechów. – Czy wy zawsze musicie brać mnie od tyłu? – wymamrotał, spoglądając na mężczyznę z naprzeciwka z oburzeniem w oczach, mając nadzieję, że osobnik przed nim okaże jakąkolwiek skruchę. Niestety, na nic były jego taktyki oczne czy też gałkowe, jak ktokolwiek woli. Uśmiech Itachiego stał się jeszcze wredniejszy, o ile było to możliwe. Starszy Uchiha nic nie robiąc sobie z karcącego spojrzenia księcia podszedł do niego bliżej i pochylił się do jego ucha.
- A co? Wolisz być brany od przodu? – wymruczał niemal erotycznie, muskając ciepłym powietrzem szyję Naruto. Dreszcz wstrząsnął ciałem blondyna. Z trudem przełknął ślinę, usłyszawszy łóżkowy ton brata Sasuke. Zagryzł desperacko usta, żeby nie westchnąć z przyjemności, jaką sprawiała mu bliskość drugiej osoby. I do tego jego szyja, jego najczulszy punkt! Jeszcze chwila i znów by był podniecony. I przez kogo? Pieprzeni Uchiha! – Lepiej, choć coś zjeść księciunio, bo zaraz ruszamy – po chwili powiedział już całkowicie normalnie i ominął zaskoczoną osobę księcia. Naruto zamknął usta z wrażenia, które jeszcze przed chwilą były otwarte niczym u świątecznego karpia i mruknął coś pod nosem, idąc za długowłosym, seksownym i wrednym mężczyzną. Czy oni wszyscy muszą tak kręcić dupą? Blondyn naprawdę zaczynał nienawidzić braci Uchiha.

Z niemrawą miną usiadł w siadzie tureckim przy towarzyszach i sięgnął po przedostatnią kanapkę. Ugryzł łapczywie mały kawałek, wyciągając mięso z pomiędzy dwóch kromek chleba, które desperacko próbowało ukryć się przed jego śnieżnobiałymi, zachłannymi zębami. Oczywiście kanapka nie mogła równać się z ramenem, ale pomimo to, kawałek chleba i mięso przeżuwał bardzo wolno. Z niemal namacalną czcią, jakby to była ostatnia wieczerza w jego życiu.
- Co tak długo robiłeś w krzakach? Trawa Cię przerosła i zgubiłeś drogę powrotną? – odezwał się złośliwie Sasuke, który obserwował blondyna z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Nie mógł sobie odpuścić dręczenia księcia, który posłał mu groźne spojrzenie, a chwilę później uraczył go środkowym palcem, dając mu delikatnie znać, żeby się odpieprzył. Taki był Naruto. Niedojrzały i pełen niespodzianek. Głośny i irytujący, ale zarazem uśmiechnięty i towarzyski. No może nie w chwili obecnej, ale nie dało się go nie lubić.

Sai parsknął śmiechem widząc środkowy palec blondyna skierowany w stronę Sasuke. Bawiło go oburzenie przyjaciela, który bezceremonialne okazywał swoją niechęć wobec Uchihy z samego rana. Znał dobrze Naruto i wiedział, że ci dwoje to mieszanka wybuchowa, istne przeciwieństwa, które się przyciągają. Sam był podobny do Uchihy pod wieloma względami. Był przystojny i inteligentny, dobrze wyszkolony w walce i nie był głośny. Przynajmniej sam tak o sobie twierdził, bo za każdym razem, kiedy książę słyszał samochwałki Sai’a, pukał się pięścią po głowie i mówił: „Wmawiaj to sobie Sai. Widocznie rodzice cię okłamali, bo wszyscy wiedzą, że to ja jestem ten lepszy”. Tak… skromność księcia nie miała sobie równych. Mimo to, że Sasuke i Sai byli prawie tacy sami, Sai nie lubił młodszego Uchihy. Być może byli do siebie zbyt podobni w charakterach, ale tak to w życiu bywa, że dwa podobne charaktery się nie cierpią. Poza tym, Sai nie był aż tak arogancki i zuchwały jak Sasuke. Był raczej jego łagodniejszą wersją, ale kłoda w oku księcia, mierząca z dobre kilka kilometrów, nie pozwala mu tego zobaczyć. Przecież było to oczywiste, że Sai lepiej zająłby się Naruto, niż Sasuke. Zaopiekowałby się na przykład jego cnotą, bo Sasuke za dużo sobie pozwalał. Problem w tym, że Sai jeszcze nie wiedział o tym, że jego książę wcale taki cnotliwy nie jest, jakby się to wcześniej wydawało.

Sasuke wstał z ziemi i udał się do koni, aby je osiodłać. Zwierzęta były lepszą alternatywą od towarzystwa z samego rana, które nie było zbytnio rozmowne. Mimo że on sam nie mówił za wiele, to oczekiwał, że chociaż Naruto przerwie uciążliwą ciszę podczas śniadania. Niestety, księżniczka jak na złość obraziła się na niego, zamykając swoje usta na kłódkę. Nie, żeby tęsknił za jego głupią i bezsensowną paplaniną, ale wygłupy Naruto byłyby jakąś rozrywką, która odciągnęłaby jego myśli od reszty kompanów, za którymi szczerze nie przepadał. Najchętniej podkradłby się do nich od tyłu i zdzieliłby ich w łeb cuchnącą rybą, wyłowioną przypadkowo z rzeki, tak dla zabawy oczywiście, zostawiając na ich twarzach piękne limo. Oszczędziłby jedynie Naruto, bo blondyn nadawał się tylko do patrzenia i szkoda by było, gdyby został pozbawiony jedynego atutu, który działał na Sasuke. Tak, na Naruto można było tylko i wyłącznie się popatrzeć, bo słuchać go się nie dało. Osoba księcia, która potrzebowała całodobowej opieki, była ciekawą odskocznią od nieustannych walk w armii w imię królestwa. Ten idiota poprawiał jego humor i nie pozwalał, żeby młodszy Uchiha został impotentem. Swoją drogą, Sasuke nie rozumiał siebie samego, dlaczego tak reagował na Naruto. Stanowił zabawny okaz wśród ludzi, których poznał w swoim życiu, ale nie było w nim nic wyjątkowego, oprócz głupoty i niespożytej energii oczywiście. Pierwszy raz poczuł, że chciałby kogoś usidlić i nie pozwolić mu odejść. Trzymać blisko przy sobie i uzależnić drugą osobę od siebie. Było to dziwne i nowe uczucie, z którym próbował walczyć. Problem w tym, że nie walczył z całych sił. Chęć zagłębienia się w nowe uczucia była silniejsza, niż zdrowy rozsądek, który podpowiadał mu, że będzie miał z tego powodu ogromne kłopoty w niedalekim czasie. Póki co, ciekawość zwyciężyła nad rozsądkiem.  

***

Od paru godzin podróżowali na koniach, zbliżając się do klasztoru Młodości Życia. Nie pozostało im za dużo drogi, ale nie zwalniali szybkiego tempa. Słońce wschodziło coraz wyżej, rozgrzewając ich ciała niemiłosiernie. Byłoby gorzej, gdyby nie jechali na koniach. Tak przynajmniej, ciepły wiatr smagał ich twarze, oziębiając ich ciała o drobinę. Po drodze nie było żadnych drzew, które dawałyby im, chociaż najmniejszej ilości cienia. Zaś w oddali było widać północne góry, do których zmierzali. Piętrzyły się niczym ogromne kolosy, cuda matki natury. Niezwyciężone, piękne i postawne, ale wciąż niebezpieczne. Ostre zbocza i nietrwałe drogi, zasypywane ciągle głazami, stanowiły jedyne dojście do klasztoru. Naruto i jego towarzysze kierowali się w stronę gór północnych od paru godzin, zdawałoby się, więc, że już dawno powinni być na miejscu, jednak wielkość gór nie zwiększyła się o milimetr. Były niczym fatamorgana na pustyni, gdzie nie było wody. Na szczęście, nie znajdowali się na pustkowiu. Dookoła nich były zielone polany, pagórki, które rozciągały się na kilka mil niczym… zielona pustynia.
- Pieprzona fatamorgana – burknął zniecierpliwiony książę, podsumowując swoje myśli o pustyni. Bo jak inaczej to ująć? Jechali, jechali, jechali i … jechali, a nadal nie przybliżali się do gór. W takim tempie, to nawet do wieczora nie dojadą do klasztoru. Złapał mocniej za lejce i uderzył lekko konia w boki, żeby przyśpieszyć.
- Nie wiedziałem, że znasz zabezpieczenie klasztoru, książę – odezwał się zdziwiony, Neji, który uśmiechnął się kącikiem ust. Był pod niemałym wrażaniem, że osoba księcia wie o iluzji, która chroni klasztor przed nieproszonymi gośćmi.
Naruto zamrugał oczami z niedowierzeniem. Fatamorgana?!
- Oczywiście, że znam! – krzyknął z oburzeniem, chociaż chwilę temu omal nie zleciał z konia, usłyszawszy o swojej racji, co do fatamorgany. Na szczęście nikt nie widział jego zdziwienia, bo książę znajdował się na samym przedzie, więc mógł spokojnie odetchnąć i cieszyć się uznaniem z strony elfa.
Sasuke jednak się nie nabrał. Znał już na tyle dobrze Naruto, że wiedział, że ten nic nie wiedział na temat fatamorgany. Po prostu palnął to, co myślał. Prawdziwa głupota księcia. Gdyby był wredny, a był, to by zapytał się Naruto, co wie o zabezpieczeniach klasztoru. Był ciekaw jak książę wywinie się z tej odpowiedzi.
- Naruto, widzę, że jesteś obeznany, co do zabezpieczeń klasztoru. Może powiedziałbyś coś więcej na ten temat? Bo widzisz, ja nie miałem okazji, aby zapoznać się z historią klasztoru. – odezwał się całkiem poważnie rycerz, który ledwo ukrywał swoje rozbawienie, kiedy zobaczył wściekły wzrok księcia. Patrzyli się na siebie przez chwilę, mierząc się spojrzeniami, dopóki Naruto się nie odezwał.
- Nie wiem za wiele na ten temat, Sasuke. Myślę, że Neji opowie Ci o klasztorze, jeśli go o to poprosisz. Jestem pewien, że jego wiedza o klasztorze jest większa od mojej. Ja słyszałem tylko ludowe opowiastki – odpowiedział dyplomatycznie, posyłając triumfalny uśmiech w stronę swojego rycerza. Był pewny, że zagiął Sasuke swoją odpowiedzią. Wcale nie był taki głupi, za jakiego brał go brunet. Potrafił wysilić swoje szare komórki, kiedy była takowa potrzeba.
Naruto jednak przełknął z trudnością ślinę, kiedy zauważył, że jego rycerz uniósł wysoko lewy kącik ust do góry.
- Czyli przyznajesz się, że jesteś głupi? – rzucił rozbawiony Uchiha, obserwując zmieniającą się mimikę twarzy Naruto. Teraz doskonale można było zauważyć zmieniający się kolor skóry na buzi księcia. Od zwykłego, oliwkowego koloru przez różany, aż po krwisty czerwony niczym u jakiegoś wściekłego, dojrzałego, żyjącego i furiackiego pomidora. Blondyn zmrużył oczy, ściskając mocniej lejce w swoich dłoniach. Jego cierpliwość dzisiejszego dnia była na wyczerpaniu, ba… w ogóle Sasuke przekroczył jego limit samokontroli.
- TY PIEPRZONY DUPKU! – krzyknął na całe gardło Naruto – DOBIORĘ CI SIĘ DO TWOJEJ DUPY JAK DOJDZIEMY DO KLASZTORU! – słowa rozchodziły się po górach, powtarzając głos księcia. Naruto wpadł w furię, o tak. Zatrzymał konia i wsadził rękę do worka, wyciągając z niego ziemniaki. Sasuke patrzył na niego uważnie, nie wiedząc, czego może się spodziewać po furiackim pomidorze.
- Bardzo dwuznacznie to zabrzmiało, skarbie – zakpił, dolewając nieświadomie, a może i świadomie, oliwy do ognia. Nie wiedział, co zamierza zrobić blondyn z ziemniakami, ale zajadanie stresu może spowodować, że książę w niedalekiej przyszłości może szybko przybrać na wadze, a Sasuke nie chciał, żeby Naruto stał się wieprzem. Jednak jego obawy, co do wagi księcia szybko zniknęły, kiedy zobaczył zamachującą się rękę księcia. Zrozumiał już, po co blondynowi ziemniaki. Książę wcale nie zamierzał zajadać stresu, na pewno nie. I potwierdził to ziemniak, który niebezpiecznie zbliżał się do jego twarzy. I niechętnie musiał przyznać, że Naruto jako debilny, niedorozwinięty pomidor ma całkiem dobry cel… Tak… Sasuke czuł ziemniaka na swojej twarzy, i to nie jednego. Chyba przestanie lubić kartofle.

Najgorsze było jednak to, że nikt z pozostałych towarzyszy nie kwapił się do powstrzymania furiackiego pomidora. Itachi nawet sam się zamachnął na swojego brata, od tak, dla dyscypliny. I pewnie nadal obrywałby ziemniakami od Naruto, gdyby jego amunicja się nie wyczerpała. Niestety przez wybuchowego księcia i cięty język Uchihy musieli zrobić przymusową przerwę w celu zebrania amunicji dla pomidora. Tak, dla pomidora. Sasuke postanowił, że zacznie nazywać księcia pomidorem. W końcu nie wiele się od siebie różnili. Warzywo nie posiadało inteligencji, tak samo jak Naruto.